Lokomotywa

Lokomotywa
Jest na mym kompie lokomotywa.
Nie. Nie żelazna, lecz też prawdziwa:
"eDonkey" - jej ksywa.
Stoi i sapie. Dyszy i dmucha.
Z nozdrzy ikonki zajadłość bucha.
Transfery na niej pozapuszczali,
Pliki ogromne będą ściągali,
I wiele mega w każdziutkim pliku,
W jednym aviku, film z fiku-miku,
W drugim mp3, w trzecim instalki,
które się nie chcą ściągnąć bez walki,
Dokumentacja - ooooo... jaka wielka,
sto pdf-ów do asemblerka,
w siódmym drivery do nowej karty,
w ósmym też software zachodu warty,
dziewiąty pełen przeróżnych skanów,
w dziesiątym filmik z dużego ekranu,
A tych downloadów jest ze czterdzieści,
sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści...
Choćby odpalić tysiąc ftp-ów,
i każdy zrobił tysiąc reget-ów,
i każdy nie wiem jak się wytężał,
to nic nie ściągną - taki to ciężar.
Nagle - gwizd!
Diody - błysk!
Connect - buch!
Wątki - w ruch!
Najpierw -- powoli -- jak żółw -- ociężale, zaczyna -- sockety --
otwierać -- ospale, Szarpnęła za pliki i ciągnie z mozołem, Progressbar
zamrugał zielonym kolorem, I transfer przyspiesza, i gna coraz prędzej,
Sto ramek po łączach ze świata już pędzi, A dokąd ? A dokąd ? A dokąd ?
Na wprost !
Po kablu, po kablu, gdzie stoi mój host, Przez switcha, przez router,
przez gateway, przez LAN, I spieszy się, spieszy, bo tak każe plan,
Wciąż dioda na switchu migoce i mruga, I błyskać tak będzie jak cała noc
długa, A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
a kto to to, kto to to, co to tak ssa ?
Że karta sieciowa już ledwie oddycha,
I pasmo sąsiadom kompletnie zapycha,
To bity ze świata łączami do plików,
A pliki powoli pęcznieją od bitów,
I gnają, i pchają, transmisja się toczy, Overnet te bity wciąż tłoczy i
tłoczy, I będzie wciąż tłoczyć, nie powie że dość, A wszystko wrednemu
Billowi na złość.
Jest na mym kompie lokomotywa.
Nie. Nie żelazna, lecz też prawdziwa:
"eDonkey" - jej ksywa.
Stoi i sapie. Dyszy i dmucha.
Z nozdrzy ikonki zajadłość bucha.
Transfery na niej pozapuszczali,
Pliki ogromne będą ściągali,
I wiele mega w każdziutkim pliku,
W jednym aviku, film z fiku-miku,
W drugim mp3, w trzecim instalki,
które się nie chcą ściągnąć bez walki,
Dokumentacja - ooooo... jaka wielka,
sto pdf-ów do asemblerka,
w siódmym drivery do nowej karty,
w ósmym też software zachodu warty,
dziewiąty pełen przeróżnych skanów,
w dziesiątym filmik z dużego ekranu,
A tych downloadów jest ze czterdzieści,
sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści...
Choćby odpalić tysiąc ftp-ów,
i każdy zrobił tysiąc reget-ów,
i każdy nie wiem jak się wytężał,
to nic nie ściągną - taki to ciężar.
Nagle - gwizd!
Diody - błysk!
Connect - buch!
Wątki - w ruch!
Najpierw -- powoli -- jak żółw -- ociężale, zaczyna -- sockety --
otwierać -- ospale, Szarpnęła za pliki i ciągnie z mozołem, Progressbar
zamrugał zielonym kolorem, I transfer przyspiesza, i gna coraz prędzej,
Sto ramek po łączach ze świata już pędzi, A dokąd ? A dokąd ? A dokąd ?
Na wprost !
Po kablu, po kablu, gdzie stoi mój host, Przez switcha, przez router,
przez gateway, przez LAN, I spieszy się, spieszy, bo tak każe plan,
Wciąż dioda na switchu migoce i mruga, I błyskać tak będzie jak cała noc
długa, A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
a kto to to, kto to to, co to tak ssa ?
Że karta sieciowa już ledwie oddycha,
I pasmo sąsiadom kompletnie zapycha,
To bity ze świata łączami do plików,
A pliki powoli pęcznieją od bitów,
I gnają, i pchają, transmisja się toczy, Overnet te bity wciąż tłoczy i
tłoczy, I będzie wciąż tłoczyć, nie powie że dość, A wszystko wrednemu
Billowi na złość.